niedziela, 18 kwietnia 2010

Requiem (1908)


Nigdy umarłym nie wzbraniałem odejść,
oszołomiony ich pewnością celu,
tak rychłym ich zadomowieniem w śmierci,
ich, wbrew opinii, racją. Tylko ty,
ty wracasz; muskasz mnie dotykiem, przy mnie
krzątasz się, szukasz, o co by potrącić,
by dźwięk cię zdradził. Nie odbieraj tego,
co długo sobie przyswajałem. Słusznie;
nie warto tęsknić za tym, co wzruszało.
Tego tu nie ma; w nas się przeistacza;
odbitym światłem odrzucamy w głąb,
z bytu we wnętrze, to co poznajemy.
Sądziłem żeś daleko. Peszy mnie,
że to t y właśnie błądzisz i przychodzisz,
zmieniona bardziej niźli którakolwiek
kobieta. Że przeraził nas twój zgon,
ża zamroczonych przełamała śmierć,
rozdarłszy na dwa kęsy: odtąd-dotąd -
to nasza sprawa; zwykłą sobie pracę
podejmujemy, by przywrócić ład.
Ale że ty się sama przeraziłaś
i w zgrozie trwasz tam, gdzie się wszelka zgroza
dewaluuje; że wieczności cząstkę
trwonisz, by zajrzeć, przyjaciółko, tutaj,
gdzie nie ma jeszcze o czym rzec, że j e s t;
że pierwszy raz, w kosmosie rozproszona,
nieskończoności nie poznajesz cech
jak tu, na ziemi, pierwszej lepszej rzeczy;
że z tych obrotów w dół cię ściąga siła
jakiegoś tam głuchego niepokoju,
w czas odliczony -: to mnie nocą nieraz
niby włamywacz budzi. (...) Niech mnie widmo
wyrzutem ściga, nocą, gdy się cofam
do płuc, do trzewi, do najostatniejszej
komory serca, - nie byłby to wyrzut
okrutny jak te prośby. O co prosisz?
(...)

Rainer Maria Rilke, Pamięci przyjaciółki, 1908r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz