poniedziałek, 19 kwietnia 2010
* * *
od pięciu lat
pożoga
jałowa
jałowa ziemia
pustka rozsadza
wnętrze
tę bańkę
z kryształu co lśni
i mieni się twoim
odbiciem
jałowa
jałowa planeta
niedziela, 18 kwietnia 2010
Requiem (1908)
Nigdy umarłym nie wzbraniałem odejść,
oszołomiony ich pewnością celu,
tak rychłym ich zadomowieniem w śmierci,
ich, wbrew opinii, racją. Tylko ty,
ty wracasz; muskasz mnie dotykiem, przy mnie
krzątasz się, szukasz, o co by potrącić,
by dźwięk cię zdradził. Nie odbieraj tego,
co długo sobie przyswajałem. Słusznie;
nie warto tęsknić za tym, co wzruszało.
Tego tu nie ma; w nas się przeistacza;
odbitym światłem odrzucamy w głąb,
z bytu we wnętrze, to co poznajemy.
Sądziłem żeś daleko. Peszy mnie,
że to t y właśnie błądzisz i przychodzisz,
zmieniona bardziej niźli którakolwiek
kobieta. Że przeraził nas twój zgon,
ża zamroczonych przełamała śmierć,
rozdarłszy na dwa kęsy: odtąd-dotąd -
to nasza sprawa; zwykłą sobie pracę
podejmujemy, by przywrócić ład.
Ale że ty się sama przeraziłaś
i w zgrozie trwasz tam, gdzie się wszelka zgroza
dewaluuje; że wieczności cząstkę
trwonisz, by zajrzeć, przyjaciółko, tutaj,
gdzie nie ma jeszcze o czym rzec, że j e s t;
że pierwszy raz, w kosmosie rozproszona,
nieskończoności nie poznajesz cech
jak tu, na ziemi, pierwszej lepszej rzeczy;
że z tych obrotów w dół cię ściąga siła
jakiegoś tam głuchego niepokoju,
w czas odliczony -: to mnie nocą nieraz
niby włamywacz budzi. (...) Niech mnie widmo
wyrzutem ściga, nocą, gdy się cofam
do płuc, do trzewi, do najostatniejszej
komory serca, - nie byłby to wyrzut
okrutny jak te prośby. O co prosisz?
(...)
Rainer Maria Rilke, Pamięci przyjaciółki, 1908r.
Minęła zima.
...
Oto stoi za naszym murem,
Patrzy przez okno,
Zagląda prez kraty.
Miły mój odzywa się
I mówi do mnie:
"Powstań przyjaciółko ma,
Piękna ma, i pójdź!"
Bo oto minęła zima,
Deszcz ustał i przeszedł.
Na ziemi widać już kwiaty,
Nadszedł czas przycinanych drzew
I głos synogarlicy już słychać
W naszej krainie.
...
Pieśń nad Pieśniami,
"Pieśń Druga" 2, 8-13
sobota, 10 kwietnia 2010
czwartek, 8 kwietnia 2010
środa, 7 kwietnia 2010
składniki życia
"Pierwszym zatem krokiem na drodze do poprawy jakości życia będzie takie zaaranżowanie codziennych zajęć, by stały się one źródłem najbardziej pozytywnych i gratyfikujących przeżyć. Brzmi to dość prosto, lecz bezwład przyzwyczajeń oraz naciski społeczne są tak silne, że wielu ludzi nie ma pojęcia, które spośród składników ich życia sprawiają im największą przyjemność, a które wzmagają tylko stres i przygnębienie."
Csikszentmihalyi, s. 67.
Csikszentmihalyi, s. 67.
c z a s
"Badanie strumienia świadomości, który przepływa przez nasz umysł, jest domeną fenomenologii. Przez ostatnie trzydzieści lat pracowałem nad rozwojem fenomenologii systematycznej, wykorzystującej narzędzia stosowane w naukach społecznych - zwłaszcza w psychologii i socjologii - by odpowiedzieć na pytanie: Czym jest życie? A także na pytanie bardziej praktycznej natury: Jak każdy z nas może stworzyć sobie dobre życie?
Pierwszy krok ku odpowiedzi na tego rodzaju pytania wymaga trafnego określenia sił, które nadają kształt temu, czego możemy doświadczyć.(...)
Żyć to doświadaczać - poprzez działanie, odczuwanie, myślenie. Doświadczanie rozgrywa się w czasie. To czas jest zatem podstawowym, acz rzadkim dobrem, jakim dysponujemy. Z biegiem lat to bagaż doświadczeń jednostki decyduje o jakości jej życia. Dlatego jedną z naistotniejszych decyzji, jakie każdy z nas podejmuje, jest decyzja, na co przeznaczyć i w co zainwestować dany nam czas."
M. Csikszentmihalyi, Urok codzienności, ss.16-21.
Pierwszy krok ku odpowiedzi na tego rodzaju pytania wymaga trafnego określenia sił, które nadają kształt temu, czego możemy doświadczyć.(...)
Żyć to doświadaczać - poprzez działanie, odczuwanie, myślenie. Doświadczanie rozgrywa się w czasie. To czas jest zatem podstawowym, acz rzadkim dobrem, jakim dysponujemy. Z biegiem lat to bagaż doświadczeń jednostki decyduje o jakości jej życia. Dlatego jedną z naistotniejszych decyzji, jakie każdy z nas podejmuje, jest decyzja, na co przeznaczyć i w co zainwestować dany nam czas."
M. Csikszentmihalyi, Urok codzienności, ss.16-21.
lepiej zacznijmy żyć
If we really want to live, we'd better start at once to try;
If we don't, it doesn't matter, but we'd better start to die.
[W.H. Auden]
poniedziałek, 5 kwietnia 2010
rozpad
"Zwrócono się kiedyś do mnie, bym zbadał wybitnego profesora literatury, którego zachowanie zaczęło zastanawiać najbliższych. Rozpoczęliśmy rozmowę. Mówił ciekawie, błyskotliwie - tak jak wyobrażałem go sobie przed laty, gdy na studiach z przejęciem i podziwem czytałem jego eseje między innymi o Marcelu Prouście. Nietrudno było skierować rozmowę na ten temat, na upływ czasu, na czas utracony. I kiedy w czasie byliśmy już zanurzeni, poprosiłem: "Panie profesorze, czy mógłby pan mi narysować, którą teraz mamy godzinę?". Nie okazał zdziwienia, wziął papier i ołówek, a kiedy mi je zwrócił po chwili, zobaczyłem pustą tarczę zegarową, a wskazówki zegara obok niej. Ta kartka, którą mi podał, stanowiła dla mnie rozpoznanie - choroba Alzheimera. Jego pamięć rozpadła się, a z nią cały świat rozpadał się na oderwane części."
A. Szczeklik, Kore, s. 36.
A. Szczeklik, Kore, s. 36.
how to read character
Sed pereundi mille figurae
"Czy nie uważa pan, że jestem anomalią natury?" - spytał mnie Czesław Miłosz, gdy skończył dziewięćdziesiąty drugi rok życia. A ja myślałem, że jest jak potężny dąb litewski, szumiący poezją. Jego myśl wsparta pamięcią, jakiej nie spotkałem u nikogo, coraz częściej starała się przeniknąć istotę choroby, a także śmierci. Zdawała się nie spoczywać wcale poza snem, czasem z winy choroby trwającym dłużej. Raz, po kilku dniach głębokiej nieprzytomności, gdy tylko odzyskał świadomość, podziękował krótko i powiedział z miejsca: "Trzeba koniecznie napisać nową książkę, o umieraniu i śmierci". "Jakaś współczesna, przeniesiona ze średniowiecza Ars moriendi?" - spytałem. "Czy ktoś chciałby to czytać?" Nie miał co do tego wątpliwości. Wiedział już, że nie zdąży z tą książką sam. Uważał zresztą, że powinien to zrobić lekarz. Przedstawić, jak przechodzimy tę ostatnią próbę, opisać mechanizmy umierania, sposoby, jakimi śmierć dobiera się do nas i dokonuje swego.
Andrzej Szczeklik, Kore. O chorych, chorobach i poszukiwaniu duszy medycyny, s. 185.
Andrzej Szczeklik, Kore. O chorych, chorobach i poszukiwaniu duszy medycyny, s. 185.
niedziela, 4 kwietnia 2010
zaniewidzieć
..."Z braku lepszego pomysłu zdecydowałam się skoczyć po powrocie ze szkoły z ganku do rowu, gdy olśniła mnie nowa myśl.
Oczy!
Że też nie pomyślałam wcześniej o tym!
Stracić wzrok, zaniewidzieć bodaj na kilka dni. Zaniewidzieć i poleżeć w łóżku. Nie nosić kubłów pełnych trocin ani zmywać desek zamarzającą wodą, nie odmrażać od nowa popękanych rąk, nie iść z trybularzem i dywanikiem pod pachą pomiędzy szeregami eleganckich sodalisek - jakież to szczęście!
(...)
Jednakże nic zbawczego nie przychodziło mi do głowy. Sięgnęłam pod poduszkę po schowaną tam buteleczkę ze spirytusem denaturowanym, żeby natrzeć nim chore nogi; siostra Modesta zleciła mi ten środek jako lekarstwo na reumatyzm. (...)
Tego mi właśnie potrzeba było teraz! Szybko oblałam denaturatem wierzch dłoni i przeciągnęłam ją po oczach."
N. Rolleczek, Drewniany różaniec, ss. 72-73.
Oczy!
Że też nie pomyślałam wcześniej o tym!
Stracić wzrok, zaniewidzieć bodaj na kilka dni. Zaniewidzieć i poleżeć w łóżku. Nie nosić kubłów pełnych trocin ani zmywać desek zamarzającą wodą, nie odmrażać od nowa popękanych rąk, nie iść z trybularzem i dywanikiem pod pachą pomiędzy szeregami eleganckich sodalisek - jakież to szczęście!
(...)
Jednakże nic zbawczego nie przychodziło mi do głowy. Sięgnęłam pod poduszkę po schowaną tam buteleczkę ze spirytusem denaturowanym, żeby natrzeć nim chore nogi; siostra Modesta zleciła mi ten środek jako lekarstwo na reumatyzm. (...)
Tego mi właśnie potrzeba było teraz! Szybko oblałam denaturatem wierzch dłoni i przeciągnęłam ją po oczach."
N. Rolleczek, Drewniany różaniec, ss. 72-73.
Fragmenty - - - o niemożliwym
"Gromada dziewczyn żyła, nie dojadała i odmawiała modlitwy. Zdawało mi się, że oddziela mnie od nich przepaść nie do przebycia, a tymczasem już byłam jedną z nich. Przejęłam obyczaje zakładowe, nauczyłam się podstępów i sztuczek dziewczyn stale głodnych i poszukujących jedzenia. (...)
Pacierze wspólne i indywidualne, modlitwy głośne i ciche, rozmyślania pobożne i adoracje miały wyprowadzić nas z dzikości, jak dźwięk fujarki wywabiający szczury z mrocznych piwnic. (...)
Poznawszy wymagania siostry Modesty wiedziałam już, że należy ubierać się pod kocem, aby nie świecić nieskromną nagością czternastoletniego ciała, że należy włosy pleść w dwa ciasne warkoczyki sterczące nad uszami i wiązać je ciemnymi tasiemkami. Do matki przełożonej zwracać się przez "mateczko", a przed każdym napotkanym księdzem i zakonnicą zginać kolano mówiąc ze spuszczonymi oczyma: "Niech będzie pochwalony...". (...)
Żadne ze zjawisk życia klasztornego nie budziło juz we mnie zdumienia. Tylko czasami, siedząc nad podręcznikami w małej salce - będącej jednocześnie jadalnią, miejscem rekreacji, nauki i wytchnienia - ogarnięta nagłym pragnieniem ucieczki od wszystkiego, co mnie otaczało, biegłam do ubikacji, stawałam na sedesie i otwarłszy małe okienko spoglądałam na czerwone jarzębiny, na zielone ukosy świerkowych gałęzi, na ciemną wyniosłość lasu. Łzy napływaly mi do oczu, a zachwyt i rozpacz ściskały gardło."
Natalia Rolleczek, Drewniany różaniec, ss.53-55.
Pacierze wspólne i indywidualne, modlitwy głośne i ciche, rozmyślania pobożne i adoracje miały wyprowadzić nas z dzikości, jak dźwięk fujarki wywabiający szczury z mrocznych piwnic. (...)
Poznawszy wymagania siostry Modesty wiedziałam już, że należy ubierać się pod kocem, aby nie świecić nieskromną nagością czternastoletniego ciała, że należy włosy pleść w dwa ciasne warkoczyki sterczące nad uszami i wiązać je ciemnymi tasiemkami. Do matki przełożonej zwracać się przez "mateczko", a przed każdym napotkanym księdzem i zakonnicą zginać kolano mówiąc ze spuszczonymi oczyma: "Niech będzie pochwalony...". (...)
Żadne ze zjawisk życia klasztornego nie budziło juz we mnie zdumienia. Tylko czasami, siedząc nad podręcznikami w małej salce - będącej jednocześnie jadalnią, miejscem rekreacji, nauki i wytchnienia - ogarnięta nagłym pragnieniem ucieczki od wszystkiego, co mnie otaczało, biegłam do ubikacji, stawałam na sedesie i otwarłszy małe okienko spoglądałam na czerwone jarzębiny, na zielone ukosy świerkowych gałęzi, na ciemną wyniosłość lasu. Łzy napływaly mi do oczu, a zachwyt i rozpacz ściskały gardło."
Natalia Rolleczek, Drewniany różaniec, ss.53-55.
Subskrybuj:
Posty (Atom)