wtorek, 7 czerwca 2011

zanik, rozpad, koniec

   
"Dom przed nami wydawał się już nieźle nadgryziony zmierzchem, w samej materii swojej, nadwątlonej... i kotlina była jak kielich fałszywy, bukiet trujący, wypełniona niemocą, niebo zanikało, zaciągały się i zasnuwały kotary, wzrastał opór, rzeczy nie chciały się udzielać, właziły do nory, zanik, rozpad, koniec - choć jeszcze było dość widno - ale dawało się we znaki zjadliwe rozprzężenie samego widzenia. Uśmiechnąłem się, bo pomyślałem, że ciemność bywa dogodna, w niewidzeniu można zbliżyć się, podejść, dotknąć, ująć, objąć i kochać się do obłąkania, ale cóż, nie chciało mi się, nic mi się nie chciało, ja miałem egzemę, byłem chory, nic, nic, napluć tylko, napluć jej w usta i nic.

     Mnie się nie chciało.

W. Gombrowicz, Kosmos, s. 126.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz